Mając siedem lat, po raz pierwszy poszłam z mamą na pielgrzymkę. Dobrze przygotowana przez rodziców, szłam w pewnej intencji, ufając mocno, że Maryja mnie wysłucha. Bardzo się rozpłakałam gdy po dziewięciu dniach pielgrzymowania, nie mogłam nawet spojrzeć w oczy Jasnogórskiej Pani. Bardzo duży tłok, a ja taka mała…

Ale stało się to możliwe parę lat później – na mojej piątej z kolei pielgrzymce. Proboszcz naszej parafii – ks. Tadeusz Karolak , zaproponował nam pójście z pielgrzymką praską. Po raz pierwszy wyruszyliśmy nową trasą, kilkudziesięcioosobową grupą z parafii Matki Boskiej Ostrobramskiej do Częstochowy. Było to w 1984 roku. Do dziś pamiętam cudowną siostrzano – braterską atmosferę w naszej grupie oraz gościnność spotykanych ludzi. Moja mama, choć szła już teraz z dwójką małych dzieci: ze mną i moim o rok młodszym bratem, wspomina, że był to dla niej czas duchowej odnowy. W trudnych doświadczeniach wspierała ją troska i modlitwa całej grupy.

Najpierw kłopot miała ze mną. Było to w 1985 roku. Pamiętam, że była to deszczowa pielgrzymka. Codziennie rano nakładało się te same mokre rzeczy i z determinacją godną niesionej do Maryi intencji, szło się do przodu. Piątego dnia pielgrzymowania, dokładnie 10 sierpnia, wilgoć i zimno przemogły mnie. Wsiadłam do samochodu aby podjechać jeden odcinek. Na skrzyżowaniu najechał na nas autobus. Pokiereszowanego kierowcę i czterech młodych pasażerów odwieziono do szpitala w Końskich. Do końca pielgrzymki i później zanoszono modlitwy w naszych intencjach. Może tym właśnie modlitwom zawdzięczam tak wiele później otrzymanych łask…

Również mój brat doświadczył mocy wspólnotowej modlitwy. Na pielgrzymce ukąsiła go żmija. Po szybkiej, profesjonalnej interwencji pielęgniarek i oczyszczeniu krwi w szpitalu, zażegnano niebezpieczeństwo. Nigdy nie zapomnę duchowego wsparcia jakie otrzymaliśmy w tym trudnym dla nas czasie. Bogu niech będą dzięki. Niech On wynagrodzi tym przez których okazywał swą miłość i dobro.

s. Dorota Pańko – nazaretanka (2003)