Mam na imię Piotrek. Dotychczas chodziłem w pielgrzymkach 17-stek, więc z Pieszą Praską Pielgrzymką Rodzin miałem styczność pierwszy raz. Dlaczego tym razem „praska”? Myślę, że zdecydowałem się na nią, bo potrzebowałem bliższej relacji i poczucia tożsamości z diecezją. Wyobrażałem sobie, że skoro jest tylko jedna pielgrzymka w diecezji warszawsko – praskiej, to warto spróbować, no i nie będę mógł narzekać, że w innej pielgrzymce byłoby lepiej. Dodatkowo zachęciło mnie kilku znajomych, którzy mieli już doświadczenia z tą pielgrzymką i opowiadali jak to wygląda. Istotną zaletą jest to, że jest ona stosunkowo mała i że dzieli się na grupy różniące się wiekiem. Zdecydowałem się na wybór grupy… amarantowej. Miało to swoje uzasadnienie: stosunkowo młode osoby ( pozdrowienia dla białasków 😀 ) oraz specyficzny program grupy. Wystarczyło, aby mnie skutecznie zachęcić.
Nadszedł dzień wyjścia, po pięknej eucharystii z udziałem ks. Bp. Stanisława Kędziory, wyszliśmy w trasę. Moje rekolekcje rozpoczęły się. Pogoda była słoneczna, nie padało, entuzjazm i radość ogromne, a i stopy nie bolały. Nic nie stało na przeszkodzie, aby przeżywać czas spędzany w drodze oddając się rozważaniom, śpiewom i nieustannym trwaniu w pielgrzymowaniu do Matki Bożej. Od początku zdawałem sobie sprawę, że aby ten czas nie był stracony muszę sobie uświadomić obecność Boga obok mnie i ciągle o tym sobie przypominać. Przecież idę do Jego Matki, a nie na wycieczkę. On chce mi towarzyszyć, pomagać mi bym wytrwał i znosić ze mną trudy pielgrzymowania. Wiedziałem, że bez tego będzie mi ciężko wytrwać, bo przecież wcześniej czy później będą boleć nogi, pokażą się odciski, skóra będzie nieprzyjemnie piec. Lecz poza fizycznymi objawami jest coś gorszego – wyczerpanie psychiczne. Gdy kilometr mija za kilometrem pojawia się zwątpienie i atakują rozmyślenia, czy aby jest jakiś sens abym trwał. Zupełnie jak w życiu, bo istotnie w drodze można się bardzo wiele nauczyć. Należę do osób, które szybko się załamują i postanowiłem, że w czasie pielgrzymki, będę się modlił, abym wytrwał i potrafił sobie radzić ze zniechęceniem. I co? Pielgrzymka trwa, a ja nadal mam siły i chęć. Wiem, że fizycznie wytrzymam i nie muszę się obawiać. O dziwo potrafiłem nawet wstawać o świcie bez marudzenia.
Jeden sukces już miałem, należało więc zadbać o sprawy duchowe. Bardzo mocno liczyłem na konferencje, które potrafią uczulić na ważne sprawy, troszkę podłamać i skłonić do rozmyślenia. Przyznam, że to się udało. Bóg trafia do człowieka w czasie jego drogi, można wtedy spojrzeć co się zostawiło w domu, poddać refleksji życie, zobaczyć je z dystansu. Najlepiej jednak zapadły mi w pamięci świadectwa, zwłaszcza ks. Włodka. Autentyczne relacje ludzi, którzy mogą się podzielić swoim życiem z innymi, potrafią powiedzieć co taka pielgrzymka zmienia w życiu – to daje do myślenia. Drugą ważną rzeczą była chyba konferencja ks. Pawlukiewicza w grupie seledynowej, której byłem świadkiem „przypadkiem”. Dostrzegłem, że idąc można bardzo dobrze obserwować swoje życie i zachowanie, bo pod wpływem trudu drogi pokazuje się swoje prawdziwe oblicze, co nieraz jest niestety przykre.
Chciałbym się jeszcze podzielić tzw. klimatem pielgrzymki, bo jest niepowtarzalny, zapewne z racji różnorodności grup, które wspaniale się uzupełniają i naprawdę można się wiele od siebie nawzajem uczyć. Jeżeli rozejrzymy się dookoła to zobaczymy dlaczego jest to Pielgrzymka Rodzin. Grupa biała jest ogromną dawką energii dla każdego, kto ich widzi, biegają, skaczą i głośno śpiewają ;-). Duże wrażenie zrobiła na mnie grupa pomarańczowa i żółta, mają poziom i poruszają bardzo ważne kwestie. No i oczywiście młodzież, która jest różna, ale także interesująca i skora do refleksji i do dzielenia się swoimi przeżyciami ze współbraćmi i współsiostrami. W tych grupach naprawdę miło się pielgrzymuje a ludzie przyjmują nas niezwykle ciepło.
Na koniec chciałby podziękować wszystkim organizatorom i życzyć dalszej owocnej pracy. Chciałbym zachęcić także do udziału w pielgrzymce, warto spróbować takich rekolekcji, można poznać nowe osoby i zrobić przymiarki do przemiany życia. Jeżeli nie potrafisz się zatrzymać w swojej codzienności to poświęć dziewięć dni, a może będzie to krok w drodze do zbawienia.
P.S. „Oooo amaranty! Szalalalala (…)”
amarantowy Piotrek (2004)