Piesza Praska Pielgrzymka Rodzin – Konferencja – dzień VIII

Dzień VIII Usłyszeć głos Chrystusa – przyjąć dar sakramentów świętych (Mt 26, 26–30)

Intencja dnia – by stawać się solą ziemi, dzięki Słowu Boga i Sakramentom

Słowo dnia /szczególnie na strefę ciszy/

„A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje. Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. Lecz powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami nowy, w królestwie Ojca mojego. Po odśpiewaniu hymnu wyszli ku Górze Oliwnej.” (Mt 26,26-30)

Konferencja
Chcę rozpocząć tę konferencję słowami Świętej Teresy z Avila: „Zrób coś dobrego dla swojego ciała, żeby dusza miała ochotę w nim zamieszkać”. Słysząc takie słowa, w kontekście zmęczenia kilkudniową wędrówką, obolałych i poobcieranych nóg, może niejednemu nasuwa się teraz na myśl odpoczynek w wygodnym fotelu, lub samochód z klimatyzacją, by przejechać choćby ten etap naszego wędrowania. Reakcja naturalna i zrozumiała. Tylko czy w całym naszym życiu chodzi o taką postawę troski o naszą doczesność? Oczywiście, mamy prawo i wręcz obowiązek miłości, troski o samego siebie, ale (!) owa troska i miłość niekoniecznie muszą oznaczać realizację naszych wyobrażeń czy pragnień. Przecież z praktyki wiemy, wnikając w głąb samych siebie, że aby być szczęśliwymi potrzebujemy zewnętrznych drogowskazów, światła, które pozwoli nam rozeznawać, rozpoznawać prawdziwe dobro naszego ciała, a przede wszystkim naszej duszy. Tak jak, nie przymierzając, potrzebujemy dostarczonego z zewnątrz pokarmu, by mieć siły do pełnienia swojego powołania.

Bóg, który stworzył człowieka, wie co człowiekowi zaproponować, by był on w pełni szczęśliwy. Ten Bób chce nam dziś zdradzić tajemnicę osiągnięcia szczęścia, tak jak to uczynił wobec Narodu Wybranego: „Słuchaj, Izraelu, i pilnie tego przestrzegaj, aby ci się dobrze powodziło i abyś się bardzo rozmnożył, jak ci przyrzekł Pan, Bóg ojców twoich, że ci da ziemię opływającą w mleko i miód. Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu” (Pwt 6,3-7).

Słuchaj Izraelu, słuchaj człowieku XXI wieku, dziś przemawia do Ciebie Bóg, żywy i prawdziwy! On potrzebuje Ciebie, twojej uwagi i twego serca – byś wsłuchał się w Jego głos tak, jak mężczyzna, wsłuchuje się w słowa ukochanej kobiety, jak kobieta wsłuchuje się w głos umiłowanego mężczyzny. Jednak by ten dialog miłości i w miłości mógł stać się faktem nam niezbędna jest postawa dziecka. Dziecka, które przecież zanim zacznie mówić, przez rok, czasem dłużej słucha rodziców, rodzeństwa, rodziny, otoczenia w którym się znajduje. Dopiero po wielokrotnym osłuchaniu się z tymi samymi słowami i nasiąknięciu nimi samo powoli zaczyna mówić. W relacji z Bogiem zawsze jesteśmy dziećmi, które uczą się Jego mowy miłości, języka Jego świętych znaków. By te boże słowa i znaki właściwie odczytywać, przyjąć je i nimi żyć potrzebujemy gotowości do „świętego zasłuchania”, wsłuchania się w delikatny głos Boży w nas. Potrzebujemy tej postawy dziecka, które słucha, by nasiąkać duchem samego Boga, by zacząć mówić tak jak On tego oczekuje. Jest to niebagatelne wezwanie, ale jego realizacja zapewni każdemu człowiekowi harmonię wewnętrzną.

Tak jak niełatwym wyzwaniem jest troska o to, by zdrowo nakarmić doczesne ciało, tak jeszcze trudniejszym wyzwaniem jest właściwe nakarmienie duszy. Ogromną troską musieli wykazać się nasi rodzice, by nas zdrowo wykarmić, gdy byliśmy dziećmi; później musieliśmy nauczyć się sami, jak się właściwie odżywiać. Cielesny głód czy pragnienie odczuwamy niejako same z siebie, są potrzebą naturalną. O wiele trudniej jednak wyczuć prawdziwy głód duszy, zrozumieć, odczytać to, czego dusza potrzebuje. Dlatego w życiu codziennym tak ważna jest – jak praktykujemy w naszym pielgrzymowaniu – strefa ciszy, przestrzeń zarezerwowana na spotkanie ze Słowem Bożym i rozważanie go. To Słowo ma moc, byśmy stawali się dziećmi Bożymi, osobami, które mówią tym samym językiem, co Bóg. To Słowo jako jedyne zaspokaja człowieka.

Dobrym przykładem obrazującym rolę Słowa Bożego w naszym życiu może być proces nawrócenia św. Ignacego Loyoli. Czytamy o nim, że przed swoim nawróceniem: „rozczytywał się w próżnych i zmyślonych dziełach, które opowiadały o niezwykłych czynach sławnych ludzi. Skoro więc poczuł się lepiej, prosił, aby dla zajęcia czasu przyniesiono mu parę takich książek. Ale w tym domu nie było takich książek. Podano mu zatem „Życie Jezusa” oraz „Żywoty świętych”, obydwie w języku ojczystym.

Czytał je często i wkrótce zaczęło go pociągać to, co w nich odnajdywał. Nieraz też podczas czytania biegł myślą do tego, co czytał dawniej, do marzeń, którymi zajmował się uprzednio, i do wielu podobnych spraw, jak się mu kolejno narzucały.

Zarazem i miłosierdzie Boże przychodziło z pomocą, zastępując tamte myśli innymi, pochodzącymi z najnowszego czytania. Kiedy więc czytał o życiu Chrystusa Pana i świętych, zastanawiał się i pytał samego siebie: A gdybym tak ja zaczął postępować jak święty Franciszek albo święty Dominik? Wiele nad tym rozmyślał. Te myśli pozostawały w nim dość długo, a następnie wskutek zaistniałej jakiejś okoliczności zastępowały je próżne marzenia światowe. One także zatrzymywały się na dłuższy czas. Taka zmienność myśli trwała w nim dość długo.

Pomiędzy owymi dwoma rodzajami myśli istniała jednak pewna różnica. Gdy się bowiem zajmował sprawami światowymi, odczuwał wielką przyjemność, kiedy znużony zaprzestawał, przeżywał smutek i pustkę. Kiedy natomiast rozmyślał o naśladowaniu wielkich dzieł pokuty dokonywanych przez świętych mężów, wtedy odczuwał przyjemność nie tylko rozmyślając, ale także po zaprzestaniu rozmyślania. Przez pewien czas nie dostrzegał tej różnicy ani nie przywiązywał do niej wagi, aż pewnego dnia otwarły się oczy jego duszy i zaczął się zastanawiać, widząc najwyraźniej, iż jeden rodzaj rozmyślania napawa go smutkiem, drugi radością.

Taka była jego pierwsza medytacja o sprawach Bożych. Później, kiedy się zajął ćwiczeniami duchownymi, zaczerpnął stąd pierwsze objaśnienia dla nauki o rozpoznawaniu duchów (z „Dziejów” spisanych przez Ludwika Consalvo na podstawie opowiadań św. Ignacego).

Dziś, bez względu na to, gdzie jesteśmy w pielgrzymce wiary, stajemy przed Panem tak, jak młody Samuel, syn Elkany i Anny, opisany w Starym Testamencie. Oddany na służbę do świątyni, już pierwszej nocy słyszał wołający go głos. Wiedziony posłuszeństwem biegł do Helego, swego nauczyciela i opiekuna. Za trzecim razem, gdy Heli spostrzegł się, że to Pan woła chłopca, dał mu radę: „Idź spać! Gdyby jednak kto cię wołał, odpowiedz: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha. Odszedł Samuel, położył się spać na swoim miejscu”. 1 Sm 3:9 Jak opisuje dalej autor księgi Samuela, gdy: „Przybył Pan i stanąwszy zawołał jak poprzednim razem: Samuelu, Samuelu! Samuel odpowiedział: Mów, bo sługa Twój słucha” (1 Sm 3,10).

Stajemy przed Panem, bo chcemy Go usłyszeć, chcemy przyjąć dar Jego bezinteresownej Miłości. Chcemy zawołać jak autor Pieśni nad Pieśniami: „daj mi usłyszeć swój głos! Bo słodki jest głos twój i twarz pełna wdzięku” (Pnp 2,14). Potrzebujemy przebudzenia serca, by chciało naprawdę słuchać miłującego głosu Boga. Potrzebujemy oczyszczenia tego wszystkiego, co przeszkadza nam w słuchaniu Boga. Jesteśmy ludźmi wezwanymi, by poszukiwać głosu Boga i słuchać Go.

Nasza sytuacja w jakiś sposób podobna jest do… zasady funkcjonowania GPS-u. Aby wyznaczyć trasę z punktu A do punktu B, aby właściwe funkcjonować – potrzebna jest aktywna łączność z satelitami komunikacyjnymi. Jednak gdy np. jest pochmurno urządzenie może nie odczytać danych z satelity, przesył danych będzie zaburzony i w konsekwencji nie będzie działało właściwie. Tak samo jest w naszym życiu. Mamy możliwości uzdalniające nas do nasłuchiwania głosu prawdy, ale nasze wewnętrzne „czujniki” mogą być niesprawne – na skutek złych doświadczeń życiowych, przez brak miłości w rodzinie, postawienie na pierwszym miejscu doczesności. Powodów może być nieskończenie wiele.

Dziś próbujmy usłyszeć głos Boga, który chce dobra naszego ciała i duszy, chce nam powiedzieć, że życie każdego z nas jest darem; treścią tego daru są złożone w naszych sercach łaski. Odkryjmy dar podyktowany bezinteresowną miłością Boga, życzliwością dla każdego z nas, dar darmowy i hojny.
Pierwszym wymiarem, przez który Bóg przemawia do każdego z nas jest życie jako takie, nasze ciało i dusza. Życie, które jest nieustannie przez Boga podtrzymywane. Gdyby Bóg zapomniał o kimkolwiek z nas nie tylko umarlibyśmy, ale wręcz zupełnie przestalibyśmy istnieć (czego praktycznie nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić). Nie wystarczy jednak tylko wiedzieć, trzeba całym sercem przyjąć, usłyszeć, że także dla Boga każdy z nas jest darem i nasze życie jest zależne od Niego.

Jan Paweł II w Medytacji o bezinteresownym darze napisał: „Ludzkość coraz więcej wie o bogactwie kosmosu, choć nie zawsze rozpoznaje, iż bogactwo to pochodzi z rąk Stwórcy. Jednakże są takie momenty, kiedy ludzie, nawet niewierzący, dostrzegają prawdę stwórczego obdarowania i zaczynają się modlić, wyznają, że to wszystko jest darem Stwórcy”.

Może szczególnie wiek XXI, w którym dokonuje się tak szybki rozwój techniczny potrzebuje jasnego podkreślenia prawdy, o której mówi Sobór Watykański II: „Stworzenie bez Stworzyciela zamiera”. Choćby człowiek zdobył nie wiem jak wiele, to jednak bez Boga nie zdobył nic. W chwili śmierci niczego z tych bogactw doczesnych nie weźmie ze sobą. Więcej – one nie dadzą człowiekowi siły na drogę do wieczności i nie zapewnienią zbawienia. „Całe misterium chrześcijańskiego życia jest oparte na darze Boga. Zgodnie z Bożym zamysłem zbawienia wszystko zostało dane człowiekowi jako przejaw pełnej miłości inicjatywy Boga. On objawiając siebie, staje się pierwszym, darmo danym darem dla człowieka” (Por. Leksykon Duchowości Katolickiej, praca zbiorowa pod redakcją ks. Marka Chmielowskiego, Wydawnictwo M, Lublin – Kraków 2002, str. 191).

Kościół jest wezwany do przepowiadania ewangelii wszelkiemu stworzeniu w taki sposób, aby wzbudzała w słuchaczach pragnienie poszukiwania prawdy, choć grzeszny człowiek przed prawdę o sobie ucieka i nie chce jej słyszeć, nie chce jej przyjąć, bo zaburza mu ona wygodne, przykrojone na własną miarę życie. Można powiedzieć za św. Albertem Wielkim: „próżna radość świata czyni człowieka wewnętrznie głuchym, ponieważ, kto kocha światową radość, niechętnie słucha Słowa Bożego”.

Nasze spotkanie z Chrystusem, jeśli jest prawdziwe i głębokie, winno jako owoc przynosić radość – tę, o której Chrystus mówi w ewangelii św. Jana: „To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J, 15,11).

Obserwując swoje życie możemy powtórzyć za św. Janem Bosko: „Nie możemy nazywać radością tego, co pozostawia gorycz w duszy człowieka”. Natomiast Jan Paweł II, opisując swoje młodzieńcze spotkanie z ewangelią, wspominał: „Pamiętam, że kiedy byłem młody, tak jak wy, i czytałem Ewangelię, to dla mnie najsilniejszym argumentem za prawdziwością tego, co czytam, było to, że tam nie ma żadnej taniej obietnicy. Mówił swoim uczniom prawdę zupełnie surową: nie spodziewajcie się, żadne królestwo z tego świata, żadne siedzenie po prawicy i po lewicy w znaczeniu urzędów tego przyszłego, mesjańskiego Króla. Mesjański Król pójdzie na krzyż i tam się sprawdzi. Potem zmartwychwstanie da wam siłę, da wam moc Ducha Świętego, że potraficie przed światem dawać świadectwo temu Ukrzyżowanemu. Ale żadnej taniej obietnicy. Na świecie ucisk mieć będziecie. Mnie to bardzo przekonywało, ponieważ normalnie ludzie starają się pociągać innych obietnicami. Obietnicami, karierą, korzyściami…”

Wiarygodność życia Jezusa, który sam o sobie powiedział: „…jestem, drogą i prawdą, i życiem (J 14,6) i potwierdził to swoim życiem, skłania nas do słuchania Boga w każdym czasie. Tego może doświadczyć człowiek, który wejdzie w żywy dialog z Chrystusem. Przekona się, że słuchając Boga przez wiarę nie skłuci się z własnym rozumem, gdyż wiara opiera się na prawdzie, a rozum ze swej natury chce żyć zgodnie z prawdą. Słuchając zatem Boga jesteśmy w stanie dojść do porozumienia między wiarą a rozumem gdyż pierwsza jest logiczna, a druga dąży do logicznego ułożeni swojego świata.

Chrystus w jednej z przypowieści powiedział: „Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” (Mt 22,4). Słowa Chrystusa są wołaniem Miłości do spragnionego jej człowieka, by każdy mógł je usłyszeć i przyjął zaproszenie.

Tym, czym zastawiony jest stół na tej Bożej, Chrystusowej uczcie jest przede wszystkim Słowo Boże i sakramenty święte. Brak wiary, który wyraża się w braku kontaktu ze Słowem Boży, sprawia, że człowiek odrzuca także sakramenty. Kiedy natomiast uważnie słucha nauczania Pisma Świętego i odkrywa zawarte w nich bogactwo działania Boga, szuka płaszczyzn doświadczenia tego działania w swoim życiu i odnajduje je w sakramentach. Ta wzajemna zależność jest czytelna i oczywista: przylgnięcie do Słowa Bożego owocuje poszukiwaniem spotkania z Bogiem poprzez przestrzeń sakramentów świętych.

Katechizm Kościoła Katolickiego dla młodych (173) ujmuje to następująco: „w sakramencie chrztu zagrożone ludzkie dzieci stają się bezpiecznymi dziećmi Bożymi; przez bierzmowanie słabi stają się mocnymi; przez spowiedź winni stają się pojednanymi; przez Eucharystię, głodni stają się chlebem dla innych; przez sakrament małżeństwa i święceń indywidualiści stają się sługami miłości; przez namaszczenie chorych zrozpaczeni stają się ludźmi zawierzenia. Sakramentem we wszystkich sakramentach jest sam Chrystus. W Nim wychodzimy ze zgubnej postawy egoizmu i zaczynamy żyć prawdziwym życiem, które nigdy się nie kończy”.

To jest właśnie najwyższe dobro, które możemy podjąć w trosce o nasze dusze – żyć łaską wiary w Boga działającego w sakramentach; Boga wypowiadającego się i dotykającego nas przez towarzyszące im słowa i znaki, skuteczne poprzez działanie Ducha Świętego. On, Duch Święty, Trzecia Osoba Trójcy Przenajświętszej sprawia, że Słowo staje się Ciałem, zapowiedź – rzeczywistością w życiu człowieka. Św. Leon wielki nauczał: „To co było widoczne u naszego Zbawiciela, przeszło teraz na Jego sakramenty”.

Sakramenty, choć same udzielają łaski wiary, jednocześnie zakładają postawę wiary, która rodzi się ze słuchania Słowa Bożego. Każdemu z nich towarzyszy Liturgia Słowa Bożego. Wiara w Boga działającego w swoim Słowie jest warunkiem, by Bóg ukryty w sakramentalnych znakach ujawnił swoją moc.

Teologia dogmatyczna podkreśla, że sakramenty działają własną mocą, jednak w przypadku braku wiary pozostają bezowocne. Wielu z nas przystępuje do sakramentów świętych, jednak często widzimy, że pomimo przyjmowanej łaski nie rozwijamy się duchowo, stoimy w miejscu a nawet cofamy się. Dlaczego – bo brak nam osobistego zaangażowania w zbawcze dzieło Odkupienia realizowane w sakramentach, brak współpracy z otrzymywaną łaską.

Błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty dała w tym zakresie konkretne świadectwo: „Jeżeli rzeczywiście chcesz wzrastać w miłości, bierz udział w Eucharystii, wróć do jej adoracji. W naszym zgromadzeniu … uczestniczyłyśmy w adoracji raz w tygodniu przez godzinę, ale w 1973 roku podjęłyśmy postanowienie uczestniczenia w adoracji codziennie przez godzinę. Mamy dużo pracy. Nasze domy dla chorych i umierających nędzarzy są wszędzie zapełnione. Od czasu podjęcia codziennej adoracji nasza miłość do Jezusa stała się jeszcze bardziej bliska, nasza wzajemna miłość wzbogaciła się o lepsze zrozumienie, nasza miłość do biednych jeszcze bardziej się pogłębiła, a powołania zwiększyły się dwukrotnie. Bóg pobłogosławił nas wieloma wspaniałymi powołaniami”.

Uczestnictwo w życiu sakramentalnym jest przejawem naszej odpowiedzi na bezinteresowną Miłość Boga, przyjęciem darów wyczekiwanych przez proroków i królów, pragnących ujrzeć to, co my widzimy, a nie ujrzeli, i pragnących usłyszeć, co słyszymy, a nie usłyszeli” (por. Łk 10,24). Na zakończenie posłużmy się słowami modlitwy św. Ojca Pio:

Zostań ze mną Panie, bo konieczna jest mi Twoja obecność, żeby nie zapomnieć o Tobie,
Ty wiesz jak łatwo, opuszczam Ciebie.
Zostań ze mną Panie, bo jestem słaby, potrzebuję Twojej siły, ażeby nie upaść,
bez Ciebie nie ma we mnie gorliwości.
Zostań ze mną Panie, bo tylko Ty jesteś moim światłem,
ukaz mi Twoja wolę, ażebym usłyszał Twój głos i poszedł za nim.
Zostań ze mną, abym był Tobie wierny,
moja biedna dusza pragnie być dla Ciebie miejscem pocieszenia.
Zostań ze mną Panie, bo robi się późno i dzień się już nachylił,
życie przemija, wieczność się przybliża,
trzeba odnowić moje siły, ażebym nie ustał w drodze.
Zostań ze mną Panie, bo tak Cię potrzebuję w tej nocy życia pełnej niebezpieczeństw.
Nie żądam pocieszeń boskich bom na nie zasłużył,
ale proszę o dar Twojej obecności
O tak Panie, proszę Cię zostań ze mną, bo tylko Ciebie szukam,
Twojej miłości, Twojej łaski, Twojego ducha.
Kocham Cię i proszę o jedną tylko nagrodę, żebym Cię kochał coraz więcej.

Św. O. Pio